„Aby przejść przez piekło, musisz stać się diabłem”
Jako jeden z nielicznych, ukończyłem Runmageddon Ultra Myślenice 2024 z opaską elity. I choć czas nie był zbyt dobry (13 h 21 minut), to pokonałem cały dystans i wszystkie przeszkody. A dystansu było 52,8 km + 3218 m przewyższeń na trasie – przeszkód natomiast dobre 150.
Był to mój pierwszy Runmageddon Ultra i jego cel był prosty: ukończyć dystans + ukończyć wszystkie przeszkody. Dałem radę. W tym wpisie omówię jak było oraz podam różne wnioski i informacje, co było okej, a co było według mnie do poprawy.
Bieg (choć większości trasy biec się nie dało) odbył się w sobotę, 2024-07-27. Startowałem o 6:45, więc do Myślenic przyjechałem dzień wcześniej, w piątek, aby załatwić wszystkie sprawy – np. odebrać pakiet z biura zawodów, przygotować plecak biegowy i porządnie się wyspać. Sen oczywiście idealny nie był, ale wyspałem się dobrze. Wstałem rano gotowy i zakładałem, że dam radę go ukończyć w 7,5-8,5 godziny. Okazało się, że 7,5 godziny to był czas najlepszego zawodnika (podziwiam!), a tylko 4 zawodników ukończyło ten wyścig z czasem poniżej 10 godzin. Z moim ledwo 2-letnim stażem regularnego biegania (wcześniej od biegania miałem kilka lat przerwy) i braku możliwości regularnego treningu biegowego po górach, nie miałem szans na taki wynik.
Na szczęście wziąłem ze sobą (głównie do przepaku) zdecydowany nadmiar kalorii, izotoników, elektrolitów itd. i na tym co miałem ze sobą (o ile nie zabrakłoby wody) byłbym w stanie ukończyć nawet i trzecią pętlę. Gotów na start, przybiłem piątkę ze Snickersem, wziąłem wora i spokojnie wyruszyłem.
Start
Niemal od razu weszliśmy do wody, mocząc całe nogi. Byłem na to gotowy, miałem dobre buty i skarpetki. Pierwsze przeszkody były „na rozgrzanie”, więc początek był naprawdę okej. Zaczęły się podejścia pod góry, na których nie chcąc się „zajechać” utrzymywałem dość spokojne tempo. Podejść było dużo i w pierwszej połowie trasy dość stromych, myślałem, że nadrobię tempo na zbiegach – te jednak okazały się bardziej zejściami, a nie zbiegami. Ciężko było na nich biec, a ja dodatkowo miałem problem z kolanem, które to potrafiło zaboleć właśnie na zbieganiu. Trzymałem swoje tempo.
Nie patrzyłem się na czas, po prostu spokojnie poruszałem się do przodu. Na pierwszej pętli prawie każdą przeszkodę zrobiłem za pierwszym razem, ale jedną – Sześciany – musiałem powtórzyć. Tutaj pierwszy przytyk do organizatorów Runmageddonu. To nowa przeszkoda, nie było jej w rulebooku. Po przejściu i uderzeniu w dzwonek Sędzia cofnął mnie i powiedział, że sześcianów nie można łapać od środka. O takich rzeczach powinno się informować.
Dotarłem pod koniec trasy, gdzie niedługo był przepak. I to był (jak pewnie i u większości osób) moment nieco kryzysowy, bo bardzo nie chciałem wyruszać na drugą pętlę – szczególnie, że zegar pokazywał 5 godzin i 10 minut. Wiedziałem, że cały bieg zajmie mi ponad 11-12 godzin, ale wiedziałem też, po co do Myślenic przyjechałem. Po ogarnięciu przepaku, wyruszyłem.
Druga pętla
Wiedziałem, że abym dał radę donieść opaskę, potrzebuję trochę zwolnić. Jeśli zajadę organizm, zdegraduję jego zasoby energetyczne, nie będę miał szans np. wbiec na Rampę, zrobić Wariata czy Multiriga. Poza tym było cholernie gorąco. Długie podejścia na słońcu wyczerpywały, a ja (niestety) bardzo mocno i słono się pocę, tracąc mnóstwo wody i elektrolitów.
Ze względu na to, że nieco zwolniłem tempo, czułem się okej, ale… moment kryzysowy pojawił się na pierwszym punkcie rege na drugiej pętli. To była ogromna wtopa ze strony organizatorów Runmageddonu i nadal oczekuję zwykłych, prostych przeprosin od nich na oficjalnym profilu. Zabrakło wody.
Tak, 32 stopnie Celsjusza, trasa o wiele bardziej wymagająca niż każdy zakładał, ja mam już zero wody w bukłaku i do następnego punktu jest około 2h trasy. I zabrakło wody. Około 20 minut czekałem, aż przyjedzie woda. Uzupełniłem bukłak i pobiegłem dalej.
Ten czas oczekiwania na wodę był czasem wspólnego narzekania wszystkich zgromadzonych. Złe emocje wylewały się niemalże z każdego i zupełnie się temu nie dziwię. Naprawdę apeluję do organizatorów o częstsze punkty z wodą i pilnowanie, aby tej nie zabrakło. Kilkunastogodzinny górski przeszkodowy wyścig w upale to nie są przelewki, bez uzupełniania płynów można potrzebować naprawdę szybko pomocy medycznej. Sam mijałem po drodze kilka osób, które były na granicy udaru cieplnego/przegrzania i namawiałem je, aby poszły w cień. Przy mnie były 2 sytuacje, w których wzywali medyków.
Bliżej mety
Pierwszy kłopot pojawił się na Podwójnym Wariacie. Musiałem powtórzyć go kilka razy. Był śliski, nawet bardzo – ale ostatecznie dałem radę. Zdarłem sobie na nim kawałek skóry na dłoni, ale cóż. Zakleiłem plastrem, poleciałem dalej.
Rampa weszła nadzwyczaj gładko na drugiej pętli, już za drugim podejściem. Pozostała tylko jedna przeszkoda, która sprawiła mi trudność. Długi Multirig, ustawiony tak, aby po prostu był trudny. Po pierwszej nieudanej próbie odczekałem 3 minuty, dogrzewając ręce. Kolejna próba i niestety nie poszło. Nie spieszyłem się. Nie chciałem popełnić ponownie błędu z Bałtowa 2023, gdzie był jedyny Runmageddon, na którym oddałem opaskę. Tym razem nie robiłem próby po próbie, tylko odpoczywałem. Za bodajże 4. razem zrobiłem go. Okazało się, że trzeba bardziej ugiąć ręce, a nie robić tej przeszkody na prostych łokciach, polegając tylko na sile chwytu i łopatek. Siła zbudowana na podciąganiu i wspinaniu po linie odegrała kluczową rolę.
Był to moment, w którym wiedziałem, że doniosę do mety opaskę. Pozostały 2 przeszkody, które były dla mnie formalnością. Fireman i Oponeo.
Przemyślenia po biegu
Organizatorzy chyba przeliczyli się co do trudności trasy. Ta była według mnie za trudna, zabierająca nieco sportowego uroku. Ze startujących ponad 500 osób, do mety Ultra w regulaminowym czasie dotarło mniej niż 100, a w ogóle (w ponad 13:30 h ledwo 121) . W tym ledwo około 40-50 osób (tu nie mam pewności) doniosło opaskę, a jednocześnie opaskę + limit klasyfikacji Elite ledwo 19 osób. Limity czasu były mocno wygórowane, a wtopa z brakiem wody na punkcie jeszcze bardziej przechyliła szalę. Patrząc na relacje w mediach społecznościowych, sporo osób po prostu narzeka.
Ja, mimo, iż ukończyłem Ultra i doniosłem opaskę, również uważam, że trasa powinna być odrobinę łatwiejsza. Jedno podejście pod górę mniej? Trochę mniej rzeki? Jedne zasieki mniej? Zorganizowanie chociaż 2-3 zejść tak, aby można było na nich biec? To się dało zrobić.
Przeszkodowo było naprawdę okej. Dobre rozłożenie przeszkód, kolejność niemal idealna. Minusem okazała się Ta Jedyna – która była jednak za długa. Kompletnie nieliczne osoby ją ukończyły, a przejście po tej linie było po prostu nieopłacalne (w Ultra, na Hardcore bym ją robił). Nie było warto tak męczyć rąk, bo to mogło się odegrać później na innych przeszkodach.
Mi osobiście nie pomogło lekko skontuzjowane kolano, które odzywało się przed zawodami, na każdym treningu na zbieganiu – a nawet przy schodzeniu po schodach. Uratował mnie jednak fizjoterapeuta, 2 dni przed startem 🙂 Jeśli nie zbiegałem szybko, nie bolało. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na sprint w dół.
Co można było zrobić lepiej?
Organizatorzy biegu powinni lepiej ocenić trudność trasy i rozplanować ją tak, aby chociaż 50% osób ukończyło ją w regulaminowym czasie. Jeszcze przed startem słyszałem, jak organizatorzy szacowali, w jakim czasie przybiegnie pierwszy zawodnik. Padały odpowiedzi 6:20, 6:40. Tymczasem okazało się, że ledwo 4 zawodników ukończyło wyścig poniżej 10 godzin. I faktycznie – jeden z nich miał czas 7:32h, za co należy mu się ogromny szacunek. To naprawdę ekstremalny wyczyn, trasa ukończona w czasie lepszym, niż wielu zawodników robiło połowę. Nie powinno być też nigdy wtopy w postaci braku wody na punkcie rege. Nie w takich warunkach pogodowych, bo to zagraża zdrowiu, a nawet życiu zawodników.
U mnie natomiast do poprawy było (lub raczej będzie na następny raz) kilka rzeczy:
- Zbyt krótko przed RMG wybrałem się w góry na „wycieczkę” w postaci 40 km i 3300 m przewyższeń. 3 tygodnie to może i wystarczająco na regenerację, ale na regenerację, a nie okres przygotowawczy przed kolejnymi zawodami. Następnym razem ostatni taki ciężki trening górski będzie 5-7 tygodni przed startem.
- Te góry też trochę popsuły mi kolano, przez co nie mogłem szybko zbiegać.
- Za mało wybiegań 15-25 km w okresie 3 miesięcy przed startem.
- Zbyt chaotyczne jedzenie spowodowało problemy żołądkowe na trasie – aczkolwiek przynajmniej Organizatorzy zadbali o ToiToie 😉
- Brak doświadczenia sprawił, iż nie wiedziałem jak rozłożyć siły. Na drugiej pętli mocno zwolniłem, aby nie zajechać organizmu i kto wie, być może nie było to potrzebne. Czas też robi robotę, nie tylko intensywność. Okaże się następnym razem!
Co zrobiłem dobrze?
- Dobre buty i skarpetki to podstawa, szczególnie, gdy będziesz pokonywać >50 km w mokrych butach po kamieniach, piachu, ze stromymi podejściami i zejściami. Brooks Caldera 7 sprawdziły się wyśmienicie. Ani jednego obtarcia, odcisku, pęcherza, świetna przyczepność, stabilizacja i amortyzacja. But czołg, nie do zajechania. Do tego miałem skarpetki Viking Compression.
- Miałem wygodne, lekkie spodenki maratońskie, jasną koszulkę termoaktywną z długim rękawem i białą czapkę z daszkiem (którą często moczyłem w zimnej wodzie i zakładałem na głowę aby się schłodzić).
- Plecak z bukłakiem na wodę 2 litry. Łącznie na trasie wypiłem około 11-13 litrów płynów, bukłak uzupełniałem kilka razy.
- Elektrolity, jedzenie. Na trasie spożyłem około 20-30 gramów soli oraz odpowiednie ilości potasu i innych elektrolitów. Dużo i słono się pocę, więc w upale potrzebuję tego. Korzystałem głównie z izotoniku IsoActive oraz kapsułek Ale HydroSalt. Miałem spory zapas kalorii, nie tylko z żeli, ale także z np. mleka zagęszczonego czy batoników.
- Prawidłowo ćwiczyłem nogi (wszystkie odpowiednie mięśnie), przez co wytrzymały i miały zapas, aby na drugiej pętli wbiec na rampę czy aby wbiec sprintem na metę. Może odrobinę za słabe dwugłowe, co poprawię. Ogólnie czułem, że wykorzystałem może 60-70% potencjału nóg.
- Góra ciała także wytrzymała, bardzo dużo dało mi regularne ćwiczenie dziesiątek/setek podciągnięć na drążku oraz kilkadziesiąt wspięć po linie na jednym treningu.
- Pamiętałem, że Ultra biegnie się głową. I faktycznie, gdy myślisz, że osiągasz limit, to jest to co najwyżej połowa. O ile przypilnujesz nawodnienia i kalorii, organizm wytrzyma naprawdę wiele.
Kilka zdjęć/nagrań na koniec
Jeśli chcesz, zajrzyj do mojego poradnika „Jak ukończyć Runmageddon„
Leave a Reply